Tuesday, March 9, 2010

Gili Tralalala


Busem z Ubud do Padanbai, slow boat do Lambar, znow busem do Bangsal, a stamtąd publiczną łodzią motorową. Już w trakcie docierania na wyspy woda zaskoczyła nas cudownymi kolorami o jakich nawet nam się nie śniło. Błękit, szmaragd przeplatany z cudowną turkusową zielenią, przepiękne rafy koralowe z dziesiątkami ryb. I towszystko otacza trzy magiczne wyspy - Gili Air, Gili Meno i Gili Trawangan.
Gili T'i przeżyła swój boom turystyczny już w latach 90', kiedy backpakerzy wyruszyli w poszukiwania białych plaż i ciepłych wód oceanu. Od tego czasu wyspa rozwijała się każdego roku w niesamowitym tempie. Dziś, przedzielona niewidzialną, a odczuwalną granicą trzech miast, jest miejscem, w którym każdy może znaleźć coś dla siebie - imprezy, highlife i chill out.
Główny środek transportu po wyspie to rower, bądź koń. Fresh water pod prysznicem - rzadkość. Ceny są dość wygórowane jak na indonezyjskie warunki, a "obowiązkowy" gouverment tax do posiłku dochodzi nawet do 20 kilka procent. Miejscowi spieszą się z budową kolejnych willi na high sezon, w którym ciężko o wolny pokój, a ceny za nocleg dochodzą nawet do 50$. Na Gili Island nie stacjonuje policja, więc lokalsi stworzyli mocną społeczność, która nawet po drobnych kradzieżach zabrania złodziejowi wstępu na wyspę do końca życia!
Wyspa ma idealne warunki do nurków, tak więc na wybrzeżu wyrastają coraz to nowe szkoły. Jednak snorkeling przechodzi nasze najsmielsze oczekiwania.
Siedzielismy na brzegu wyspy. Pogoda zaczynala sie psuć, zrobićo sie chlodniej, niebo ściemniło się, a w oddalli zauważylismy zbliżajaca się ścianę deszczu. Wiedzieliśmy, śe to najlepszy moment, żeby wskoczyć do wody i uniknąć deszczowej depresji na wyspie. Niezliczona ilość ryb, dużych i małych, jedno lub wielokolorowych, niekiedy śmiesznych z wyglądu, czasem budzacych respekt swoja ilością. Rozgwiazdy, korale, ukwiały, muszle na dnie robią niesamowite wrażenie. Mimo to żółwie stały się naszymi komapanami. Żółw, tak jak cała reszta zwierząt pływających, traktuje człowieka jak przedstawiciela wodnego środowiska, w którym przyszło mu żyć, więc nie ma nic przeciwko kiedy towarzyszysz mu w jego podwodnej wędrówce. Nasz kompan - żółw Jimmy, nie miał:) Nagle poczulismy delikatne mrowienie na naszych plecach. Po wynurzeniu, okazało się, że na lądzie szaleje burza, a na wodzie - sztorm. Zachwyceni spokojnym,cichym życiem podwodnym z kojącymi dźwiekami oceanu kontynuujemy naszą podróż aż do zmroku.
Nasze plany spędzenia na wyspie tylko dwóch nocy zmieniły się, kiedy poznaliśmy naszą małą społeczność - Sombrero. Spędziliśmy razem magiczne chwile, cieszyliśmy się sobą każdego dnia i płakaliśmy przy rozstaniach. Wszyscy rozeszliśmy się w różne strony świata do Tajlandii, Malezji, Argentyny, Europy. Wciaż utrzymujemy kontakt i próbujemy odnaleźć się w drodze.
Podobno ktoś już kiedyś powiedział, że nie można rekomendować miejsc, bo bez osób, które spotkałeś i chwil, które doświadczyłeś, wyspy takie jak Gili Trawangan, stają się po prostu kolejnym ładnym miejscem.








Monday, March 1, 2010

Hinduistyczna wyspa na muzułmańskim morzu.


Bali i zachodnia część Lomboku tworzą hinduistyczną enklawe w Indonezji - odmiane Dharma wyznaje większa część mieszkańców.
We współczesnym hinduizmie dharma to jednocześnie nazwa podstawowych zasad etycznych jakimi powinien kierować się człowiek - obejmujący obowiązek pracy, założenia rodziny, wychowania dzieci oraz na starość próby uwolnienia się od cykliczności samsary.
Skąd bierze się tyle świątyń na Bali? Jest ich kilka rodzaji; światynia dedykowana wiosce, klanowi, grupie zawodowej, publiczna. Każda ma swoje urodziny raz w roku w różnych dniach, rożne grupy zawodowe maja swoje cykliczne uroczystosci, maja je rownież rodziny i klany i jak to wszystko sie zsumuje to jest jedna wielka uroczystosc przez cały rok.


Udajemy się przez pury na południowym cyplu (Pura Luhur Uluwatu i Pura Mas Suka) do kulturalnej stolicy Bali - Ubud. Prowincjonalnych australijczyków zostawiamy za sobą.
Odwiedzamy jeden z najbardziej barwnych targów i Monkey Forest, gdzie komitywa z małpami nie wypada najlepiej - tracimy większość zapasów witaminy C i okulary.
Z dwóch możliwych "pakietów turystycznych" sprzedawanych na ulicach - Logan (pełna ekspresji pantomima) i Keczak, wybieramy ten drugi, bardziej widowiskowy.
Arak, noc, ogień, naftowe lampy, rytualne "czakaczaka" i 40 osobowy chór półnagich mężczyzn. pełniący role didaskaliów wyrażając się przez rytmiczny śpiew.
Balijski teatr tańca od dawna służy rozrywce turystów, nie stracił swej pierwotnej funkcji i wciąż jeszcze towarzyszy uroczystościom religijnym takim jak odolan, czyli rocznica założenia świątyni.
Oba tańce opisują historie z hinduskich eposów – Ramayany i Mahabharaty.



Bal pali na Bali.


Swoją przygodę z Indonezją zaczynamy od jednej z wysp archipelagu Małych Wysp Sundajskich. Powody dla których postanowiliśmy rozpocząc akurat od Bali, mając do dyspozycji ponad 17 tys. innych wysp Indonezji są dość banalne.
Po pierwsze najtańsze bilety z Darwin były akurat do Denpasar, po drugie byliśmy spragnieni Azji i azjatyckiego mistycyzmu, kolorów, zapachów i przede wszystkich jedzenia. ;)
To wszystko oferowała nam wyspa Bali, pełna setek świątyn, tysiecy kapliczek i miliona ołtarzy. Miejsce gdzie obok siebie żyja w harmonii wyznawcy animizmu, chrześcijanie, buddyści, muzułmanie i spora rzesza hinduistów.
Dla przeciętnego Balijczyka pojęcie wojny religijnej było absolutnie nierozumiałe, bo czy można sobie wyobrazić konflikt między ludźmi, dla których jedną z form kultu religijnego jest puszczanie latawców?


Przylatując do Indonezji momentalnie uleciało nam poczucie czasu choć wydawałoby się, że wszędzie czas upływa jednakowo. Wylądowaliśmy w Denpasar stolicy Bali. Ze względu na późną godzinę przylotu najwygodniej było nam osiąść w Kucie.

Pomimo zamachu bombowego w 2002 roku na dwa nocne kluby, Kuta dalej jest mekką australijskich "turystów" szukającuch tanich rozrywek, którzy zazwyczaj kończą swoją wyprawę na tym miejscu. Daliśmy Kucie tylko jedną szanse. Późną porą wybieramy się do najbliższego klubu, jednak retrospekcje z chorzowskiej "pirki" są tak silne, że w momencie odpalenia w klubie piany, nie mieliśmy złudzeń gdzie się przenieślismy. :)







"disco disco! Kokodi!" :)