Friday, January 8, 2010

Sidney Polak.



Tak naprawdę do Sydney przyjechałem już w połowie grudnia.
Postanowiłem wyruszyć miesiąc wcześniej niż planowałem z paru powodów, po pierwsze mieliśmy w budżecie naszej rocznej wyprawy dziurę którą szybko trzeba było załatać. Po drugie chciałem trochę nasiąknąć tym miastem, pożyć w nim, doświadczyć go, poczuć.
Melbourne. W momencie gdy samolot wylądował wiedziałem, ze na pokładzie nie ma żadnego polaczka, pilot dał z siebie wszystko, jednak nikt nie klaskał.

Lotnisko. Szybki flashback z filmu Blow. Pies. 4 godzinne pertraktacje z immigration. Melbourne.
Nocny autobus do Sydney. Lokum w China Town. Dotarłem na miejsce.
Praca znalazła mnie szybciej niż myślałem. Resume - wiek 22 lata, doświadczenie w zawodach murarz, malarz, kelner, barman, stolarz - 11 lat.
Wstępna rozmowa o pracę na stanowisko kelnera 100 m od ikony Sydney - Opery:
- „Do you know how to carry 3 plates” - „Yes I do” - „Come tommorow at 12 am”. Miałem wrażenie, że nawet gdybym 3 talerz postawił sobie na głowie to dostałbym tą pracę.
„Cash to hand” i „no worries”
Nad samym miastem nie ma się co rozwodzić, 5 milionowa metropolia typu „user friendly” w której chce się mieszkać, życ, pracować, studiować. Miasto na które przyjdzie czas później.






No comments:

Post a Comment